Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/vilescunt.ta-podatek.sanok.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
ko słowa. Nie miał

I nikt jej nie słyszał.

ko słowa. Nie miał

– Chciałbym z tobą porozmawiać – zaczął. – O Jennifer.
– Nie przegapiłbym takiej szansy za żadne skarby świata – mruknął Bentz złośliwie.
Ziewnęła. Explorer trzymał się za nią, towarzyszył jej na wąskiej dwupasmówce, która
za niecałe dwa lata to ona będzie zabieganą matką ona będzie szukała smoczków i pieluch,
Chevrolet znikał za zakrętem. Bentz usiłował powtórzyć jej manewr, przebić się na prawy
w pudle.
Ktoś chciał w ten sposób coś powiedzieć. Nie odcina się kawałka ciała, nie zawija się go w cholerną folię i nie wsadza do eleganckiej skórzanej torebki, jeśli nie chce się zwrócić na siebie uwagi. Albo zagrać policji na nosie, mówiąc: „Hej, gliny! Patrzcie. Ja to zrobiłem, głupki. Jestem od was sprytniejszy”. Poszedł do stołówki, gdzie dolał sobie kawy i przywitał się z kilkoma policjantami. Wciąż studiując raport, przeszedł między boksami do swojego gabinetu. Jak tylko szczegóły dotyczące śmierci Rebeki ujrzą światło dzienne, prasa rzuci się na tę sprawę jak hieny na padlinę. Zaczną się spekulacje na temat seryjnego mordercy, który zabija ludzi powiązanych z Montgomerymi. Nadszedł już chyba czas, by do akcji wkroczyły oddziały specjalne i FBI. To nawet nie taki zły pomysł. Owszem, zawsze były jakieś tarcia, zwykle szło o przepisy albo o zakres kompetencji, ale w zasadzie nie miał nic przeciwko federalnym. Reed pracował już kiedyś z Vitą „Marilyn” Catalanotto, miejscową agentką. Była w porządku, choć trochę apodyktyczna. Właściwie nawet bardzo apodyktyczna. Przeniesiono ją z Bronksu w Nowym Jorku. To wiele wyjaśniało. Jezu, ostatnio w policji jest pełno kobiet. Wszystko przez te bzdurne gadki o wyrównywaniu szans. Szumiały maszyny biurowe, za drzwiami dzwoniły telefony. Ktoś opowiedział nieprzyzwoity dowcip, Reed usłyszał tylko końcówkę, po której z boksów pod oknami dobiegł go śmiech. Niewiele go to obchodziło. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Przede wszystkim zabójstwa w rodzinie Montgomerych. Nie żyli córka, matka, ojciec, mąż i teraz pani psycholog, a także kilkoro rodzeństwa Caitlyn Bandeaux. Wygląda na to, że zbliżenie się do niedawno owdowiałej pani Bandeaux jest cholernie niebezpieczne. Reed usłyszał kroki i podniósł głowę. Wysoki mężczyzna napierał prosto na niego. Miał regularne rysy twarzy, kolor skóry zdradzał latynoskie pochodzenie, ciemna, zadbana bródka zdobiła mocno zarysowaną szczękę. - Pan Reed? - zapytał, patrząc na niego dużymi, poważnymi oczami. W jednym uchu błysnął kolczyk. Mimo upału młody elegancik ubrany był w czarną skórę. Na pierwszy rzut oka wydawał się twardzielem, ale pod pozorami arogancji Reed dostrzegł szczerość i żarliwość. - Tak, to ja. - Wyprostował się. - Reuben Montoya z policji w Nowym Orleanie. - Montoya otworzył portfel i Reed spojrzał pobieżnie na odznakę. Wyglądała na prawdziwą. - Słyszałem, że Lucille Vasquez wyjechała z miasta. - Montoya schował odznakę do wewnętrznej kieszeni kurtki. - Zgadza się. - Reed wskazał mu krzesło. - Pojechała do siostry na Florydę. Szuka pan jej córki, prawda? Marty? Ciemne oczy Montoi zabłysły, a zaciśnięte usta pobielały. - Zniknęła sześć miesięcy temu. - To pańska znajoma? - Tak - przyznał Montoya. - Bardzo dobra znajoma. - Rozmawiałem wczoraj wieczorem z jej matką. Od dawna nie widziała Marty i wcale nie wygląda na zaniepokojoną. Chyba raczej czuje się dotknięta jej milczeniem. W każdym razie nie ma pojęcia, gdzie jest jej córka. - Jest pan tego pewien? - Mógłbym się założyć o swoją odznakę, że to prawda.
– I tak masz wolne.
133
Cisnął laskę w kąt i szedł coraz szybciej, dotrzymywał jej kroku, gdy usiłowała wtopić się
Wynurzyła się w tej samej chwili co porywaczka, wysunęła ręce spomiędzy prętów,
– Hm.
– Nie wszyscy mają takie brudne myśli jak ty – żachnęła się Martinez.
żeby do środka wpadała orzeźwiająca bryza.

mocno wystraszonej... zresztą on także nie

Zresztą nie musiała, i tak swoje wiedziałam.
dlatego...
- Jakich?
rozpacz żony napawała go ciągłym poczuciem winy.
Carlinga*, rzucił swemu sąsiadowi nieprzychylne
- E, to się nie liczy. Ja byłem chłopcem. Z chłopcami
Danny stał przy łóżeczku z zabawką w małej rączce.
Ale zamiast o rozkoszach podróży, o nowych wyzwaniach
ode mnie dzieciaka - zawołał Ash.
kosztował cię rozbieg.

stole. - Sophie też się już obudziła i chciała do niego
wsparcie. W takich sytuacjach świetnie się sprawdza
myślowych.
- A komu się przypisuje stosowanie przemocy wobec

©2019 vilescunt.ta-podatek.sanok.pl - Split Template by One Page Love